miski dwie

Poprosiliśmy zaangażowane w Salon Bielizny edycja online blogerki o wskazanie nam po 1 modelu, który skradł ich serca. Tak, po jednym, bo miało być TOP PIĘĆ. Nie udało się :-D – zachwytów było o wiele więcej i ostatecznie do naszego zestawienia weszło dwanaście modeli.

Ciekawi jesteście, które komplety skradły blogerkowe serca? To zaczynamy!
(Uwaga! Kolejność jest alfabetyczna)

CLEO BY PANACHE, TAYLOR

Ode mnie nominację otrzymuje Taylor z Cleo by Panache, bo panterka skradła moje serce i podoba mi się motyw z przedłużeniem frontu stanika samą koronką. Klasa! Różowe złoto (lub miedź?) w czarno-panterkowym wzorze to nowa, w pewnym sensie lustrzana interpretacja tego ponadczasowego wzoru. Panterka potrafi dzielić lepiej niż nóż ze stali węglowej, ale dla mnie jest to oczywisty musisztomieć!

Lola, Miski Dwie

 

DAMA KIER, HELLEN

Marka Dama Kier kojarzyła mi się dotąd tylko z półusztywnianymi miseczkami – dlatego pojawienie się „softa” w dużym zakresie rozmiarów totalnie mnie zelektryzowało! Hellena jest dla mnie największym pozytywnym zaskoczeniem Salonu Bielizny Online. Miękki tiul, haft we francuskim stylu i kolor czerwonego wina – a to wszystko ma być dostępne w moim rozmiarze. Jeśli tylko konstrukcja nie rozczaruje – czuję, że to będzie mój musthave.

Kasia, Stanikomania

GORSENIA, MALAGA

Hafty 3D, które od niedawna serwuje nam Gorsenia to jest rajska uczta dla oczu (i biustu). Malaga łapie za oko paletą barw przekraczającą bieliźniane konwenanse, a których raczej można by się spodziewać po ubraniach noszonych NA desusach. Jestem fanką tego przepychu i blingu. Czuję, że mamy tutaj do czynienia ze sprzedażowym hitem nowej kolekcji Gorsenii. Ogromym plusem jest dostępna rozmiarówka i fasony majtek – są pojemne i zawsze dobrze uszyte, dzięki czemu klientki plus size będą mogły nosić przepiękną Malagę w komplecie, a przy tym designie to zdecydowanie ma znaczenie.

Ula, Galanta Lala

Jestem łasa na kolory, a tu mamy ich co najmniej cztery: dość typowy dla jesiennych kolekcji granat stanowi tło dla refleksów w błękicie, fuksji i rudym pomarańczu, stanowiących nadruk na połyskującym hafcie. Bardzo udany fajerwerk na tle zwykle jednokolorowych propozycji. Mam nadzieję, że zakres rozmiarów nie rozczaruje posiadaczek dużych biustów!

Kasia, Stanikomania

GORTEKS, CIAO

Gorteks wygrywa ponieważ jestem fanką stylu pin up, model jest zalotny, są groszki, siateczka i … głęboki żal, że nie ma na mnie rozmiaru. Brawo jednak dla Gorteksu za odpowiedź na nasze długotrwałe apele o dodanie modelki bez implantów! Dzięki temu Ciao błyszczy i chwali się bardzo wyraźnie tym, jak kształtuje i jaką rolę spełnia. Wysokie majtki i przezroczystości na nich także obiecują ciekawy efekt na ciałach plus size

Lola, Miski Dwie

GORTEKS, SALVE

Uwielbiam błyskotki i miękkie, przezroczyste miseczki. Ten haft z metalicznym dodatkiem podobno został wyprodukowany w Polsce, co jest dodatkowym argumentem za zaopatrzeniem się w ten komplet. Mam nadzieję, że zakres rozmiarów takich efektownych modeli będzie rósł i dorówna najszerszym w ofercie Gorteksu. Przymierzałabym!

Kasia, Stanikomania

KINGA, COMFORT ZONE

Unikam bielizny bazowej, bo wydaje mi się w większości nudna i zachowawcza, ale ta propozycja Kingi przełamuje schemat nieco odmiennym kolorem; dodatkowy plus za pokazanie, że mniej ozdób wcale nie ujmuje bieliźnie wyjątkowości! Materiały różniące się fakturą i połyskiem, ale utrzymanie w tym samym odcieniu dają ciekawy, modowy efekt, który nie potrzebuje już oprawy żadnymi błyskotkami czy koronkami. To propozycja dość minimalistyczna, która na pewno znajdzie rzeszę fanek poszukujących bardziej prostych, wyrafinowanych dessous.

Kasia, Miski Dwie

 

KINGA, GOLDEN HOUR

Kinga – Golden Hour III (miękki) i II (półusztywniany) – to dla mnie najciekawsza kolorystycznie propozycja na sezon jesienny 2020. Na Salonie Bielizny Online najmocniej przykuwał wzrok wszystkich, czemu trudno się dziwić. Tego typu ciepłe tonacje barwne stanowczo zbyt rzadko pojawiają się w bieliźnie, a już zwłaszcza w kolekcjach jesiennych. Brawo dla Kingi za przełamanie dominacji czerni, granatów, szarości i burgundów tym energetycznym zestawieniem pomarańczu, szafranowej żółci i bordo. Mam przy tym nadzieję na wzrost zakresu rozmiarów modelu miękkiego i spełnienie obietnicy majtek XXXL.

Kasia, Stanikomania

Jestem pewna, że to jeden z najszerzej komentowanych modeli tego salonu. Ma zaskakującą paletę kolorów i jeśli sprzeda się tak dobrze, jak mi się podoba, będziemy mieć dowód na to, że bieliźniane status quo warto podważać również w zakresie używanych kolorów. Odważny color blocking to coś, czego mi w rodzimych designach brakowało, trzymam kciuki.
Drugim aspektem, dzięki któremu ten model zdecydowanie jest w gronie najlepszych, jest zastosowanie dzianin w całości z recyklingu. Kinga jest jedną z firm, które zagospodarowały trend zrównoważonej produkcji i bardzo mnie to cieszy.

Ula, Galanta Lala

 

MIRADONNA

Jestem pod wrażeniem całej oferty Miradonny, jeśli chodzi o zabawę kształtami, liniami i złudzeniami optycznymi, ale ten model szczególnie zwrócił moją uwagę dzięki odważnej asymetrii. Srebrna, metaliczna nitka na czarnym tle również nie wadzi, a wręcz przyciąga w naturalny sposób wzrok, podkreślając krzywizny i krągłości ciała. Marka nie idzie na estetyczne skróty!

 

Kasia, Miski Dwie

ROSA FAIA, SELMA

Od tego kompletu nie mogłam oderwać oczu, choć widziałam go tylko na zdjęciu katalogowym. Przyciągnął mnie oczywiście piękny szmaragdowy kolor i elegancka koronka, a także wiedza o tym, że jest dostępny w dużym zakresie rozmiarów (miseczki F-J, rozmiary pod biustem 65-95). Wielki plus za prezentację na modelce plus size!

Kasia, Stanikomania

Selma w limitowanym kolorze szmaragdowym to perełka, podejrzewam, że kupienie jej nie będzie łatwe, bo to definitywnie musisz-to-mieć. Recenzowałam niedawno ten komplet w innym kolorze, więc mam pewność, że warto go wyróżnić. Cudowny kolor, geometryczna koronka, nieprawdopodobna jakość wykonania, certyfikaty Oeko Tex i inkluzywna rozmiarówka to argumenty niepodważalne. W tej linii dostępne jest 5 modeli biustonoszy, więc niezależnie od preferencji i oczekiwań, Selma zaopiekuje każdy biust.

Ula, Galanta Lala

LE VERNIS, FOREVER

Le Vernis pożenił ze sobą moje trzy ulubione barwy i krój, więc mój wybór nie mógł być inny, tym bardziej że zakochałam się w tym modelu już kilka Salonów temu! Głęboki plunge to absolutnie najprzyjaźniejszy krój biustonosza, jaki w swojej bieliźnianej karierze spotkałam, a kolory należą do moich ulubionych: szlachetny turkus, głęboka smolista czerń, ametystowy fiolet. Stanik godny szlachcianki! Le Vernis ruszył od niedawna z kopyta z ciekawymi projektami i kibicuję marce z kciukami zaciśniętymi na rękach i stopach – jedyne czego brakuje, to szersza rozmiarówka :)

 Agata, Miski Dwie

MARLIES DEKKERS, THE DETECTIVE

Marlies dostaje ode mnie nominację za użycie absolutnie niedocenianego wzoru – klasycznej kraty w brytyjskim stylu, której jest tak mało w kolekcjach. Zadziwiające, biorąc pod uwagę niedawną kolaborację Balmain z Victoria’s Secret, która przywróciła klimaty jednocześnie grunge’owej i retro kratki lub tartanu do łask. Nadal niestety kojarzymy kratkę z kostiumami uczennicy, czas to zmienić – i mam nadzieję, że Marlies się to uda ;) marka nadal jest dość mało popularna w Polsce, a niesłusznie; jej wzornictwo bije na głowę mnóstwo dużo droższych i mniej jakościowych brandów.

Agata, Miski Dwie

SAMANTA, VERA

To model o dosyć oszczędnym designie, dzięki któremu Vera ma dużą szanse stać się hitem w wielu szafach w Polsce – także tych kobiet, które zdecydowanie wolą bazowe kolory. Vera wygrywa u mnie dzięki materiałowi, z którego jest wykonana. Z recyklingu i w 100% biodegradowalne włókno Roica zastosowane w tym modelu oraz fakt, że wszystkie pozostałe materiały wykorzystane w kolekcji mają certyfikaty Oeko Tex podpowiadają, że Samanta ma ambicję objąć prowadzenie jako lider zrównoważonej produkcji w branży.

Ula, Galanta Lala

Zobacz najciekawsze trendy na 2020 rok według redakcji Modnej Bielizny TUTAJ

Wszystkie kolekcje prezentowane podczas Salonu Bielizny znajdziesz TUTAJ

Z influencerkami i influencerami pracuje już wiele firm bieliźnianych, ale są jeszcze takie, które nie wiedzą, jak to robić. W poniższym wywiadzie spotkały się najbardziej znane polskie influencerki, które specjalizują się w tematyce ciałopozytyw- ności i bielizny, by opowiedzieć o tajnikach swojej influencerskiej pracy: Katarzyna Kulpa, Ula Chowaniec, Katarzyna Kramnik, Urszula Turkiewicz i Agata Grysiak. Nikt o bieliźnie nie wie tyle, co one. Nikt tak dobrze nie zna oferty rynkowej i nie orientuje się w nowościach jak one. A przede wszystkim nikt nie ma tak zaangażowanej wokół siebie społeczności. Nasze rozmówczynie prowadzą blogi, są aktywne w mediach społecznościowych i wspierają różne ciałopozytywne akcje.

„Modna Bielizna”: Załóżmy, że jedna z firm bieliźnianych chciałaby podjąć z Wami współpracę, ale nie wie jak. Podpowiedzcie, od czego powinna zacząć?

Ula Chowaniec, blogerka, „Galanta Lala”: Przede wszystkim chciałabym odczarować poczucie dystansu. Tak naprawdę wystarczy po prostu napisać – jesteśmy pod mailem i w social mediach. Wcale nie trzeba się do tego szczególnie przygotowywać, naprawdę! Chociaż doceniam, kiedy marka, kontak- tując się ze mną, ma świadomość, że reprezentuję bardzo konkretną grupę klientek i ma dla tej grupy ofertę. Moja dzia- łalność to aktywizm, ale też tworzenie treści. Firma nie musi mieć nie wiadomo jak rozbudowanej strategii komunikacyjnej – dla mnie najważniejszy jest produkt i jego użyteczność dla moich czytelniczek.

Kasia Kulpa, blogerka, „Stanikomania”: Najprościej po prostu napisać maila albo skorzystać z formularza kontaktowego na blogu, albo wysłać wiadomość na stronie na Facebooku czy Instagramie. Czasem nawet można się do mnie dodzwonić, ale przyznam szczerze, że mail jest moim ulubionym kanałem, jeśli mamy się dopiero poznać. Co do przygotowań, to warto oczywiście zerknąć na blog i zorientować się nieco w tematyce (raczej biustonosze niż pończochy i w rozmiarach raczej większych niż mniejszych, choć w sumie – nie zamykam żadnej drogi!) i w skrócie przedstawić mi swoją firmę. Jesteś małą firmą, dopiero zaczynasz? Tym bardziej uderzaj do mnie. Nawet jeśli nie zrobię ci od razu pakietu recenzji z 40 zdjęciami każda, na pewno możesz liczyć na zainteresowanie, może nawet wrzutkę na Insta, a już na pewno na przekazanie ci wrażeń z przymiarki twojego biustonosza.

Katarzyna Kramnik, Agata Grysiak, Urszula Turkiewicz blogerki „Miski Dwie”: Zachęcam do podejścia łopatologicznego – mail z informacją, że chcecie w taką współpracę wejść, absolutnie wystarczy! Odpowiadamy na wszystkie wiadomości, niezależnie od tego, czy autorem jest pracownik działu marketingu wielkiej firmy, czy osoba, która w zaciszu swojego domu szyje coś na nieprzemysłowym Singerze. Dla nas największą wartością w firmie jest jej produkt, a nie format przedsiębiorstwa. Chcemy promować rodzime marki, a zwłaszcza te mniejsze, które dzięki nam mogą się choć trochę wybić i pokazać szerszemu gronu odbiorców. W gratisie damy wam jeszcze uśmiech na drogę i sześć trzymanych za rozwój firmy kciuków! Są marki, z których przedsta- wicielami wypracowałyśmy sobie przemiłe, osobiste relacje, dzwonimy do siebie z problemami typu ząbkujące dziecko albo walka ze skarbówką. Pamiętajcie, że jesteśmy też tylko ludźmi, i nic, co ludzkie (w tym niewiedza na temat influencer marketingu), nie jest nam obce!

Jakie formy promocji możecie zaproponować firmom?

Kasia Kulpa: Najchętniej zaczynam współpracę od szczegółowej recenzji produktu, by poznać markę i móc z przekonaniem o niej opowiadać. Moim odbiorczyniom najchętniej polecam to, co sama już dokładnie przetestowałam, co dobrze znam i w co wierzę. Jestem zapaloną recenzentką i jest to mój ulubiony rodzaj pracy, ale nie jedyny. Gdy już poznam twój produkt – sky is the limit! We współpracy z markami tworzę też np. opisy całych kolekcji, reportaże z firm, wywia- dy, także reportaże z salonów brafittingowych. Możemy też wspólnie zorganizować konkurs. Staram się, żeby konkursy czy plebiscyty – nawet jeśli są proste, bo nasi odbiorcy mają coraz mniej czasu i coraz trudniej przykuć ich uwagę – były twórcze i stanowiły zaproszenie do rozmowy o tym, czego oczekujemy od bielizny, jakie emocje w nas budzi, co dzięki niej odkrywamy… Właściwie wszystkie moje teksty są takim zaproszeniem. Jeśli chodzi o rodzaj publikacji – mój żywioł to dłuższe formy, ale ciekawa wrzutka lub story na Instagram czy Fejsa mogą być opcją. Muszę jednak najpierw wiedzieć, o czym się wypowiadam, czyli poznać produkt i uznać, że moje odbiorczynie ten produkt zainteresuje. Dzięki temu możemy szybko przykuć uwagę stanikomaniaczek, czyli superzaangażowanej grupy osób, które chcą poznawać i kupować wyselekcjonowaną bieliznę.

Miski Dwie”: Formuła współpracy z nami zmieniała się na przestrzeni lat. Z przyczyn oczywistych zaczynałyśmy od barteru, ponieważ dopiero się rozpędzałyśmy. Obecnie barter traktujemy jako wyjątkowy ukłon w stronę stałych firm – gości, do których produktów mamy już zaufanie, lub małych manufaktur, których po prostu nie stać na nas. Mamy to szczęście, że możemy pomóc świeżym twórcom wypłynąć na szersze wody, więc robimy to (to jest mała namowa: tak, piszcie do nas, naprawdę chcemy u siebie więcej niedużych firm)! Podstawową jednak formą współpracy jest recenzja danego produktu, okraszona szczegółowymi zdjęciami, za którą rozliczamy się na podstawie faktur VAT. Umów nie zawieramy, ponieważ praktyka pokazała, że wydłuża to i utrudnia cały proces, a egzekwowanie jej zapisów np. w wypadku zaniedbania ze strony kontrahenta jest po prostu dla nas nieopłacalne czasowo i finansowo. W 99% przypadków wystarczą mailowe ustalenia, do których możemy się potem wspólnie odnieść. Dodatkowo prawie każdy model poja- wia się chociaż raz na naszym Instagramie i Facebooku, ale ponieważ są to platformy zarządzane zewnętrznie, to bloga traktujemy jako nasz główny kanał. Z przyjemnością organi- zujemy także konkursy dla czytelników, bo to jedna z bardziej ekscytujących rzeczy, jaką możemy dla fanów zrobić.

Ula Chowaniec: Najpopularniejszą w naszej części galaktyki formą współpracy są recenzje. Ich wartość jest podwójna: z jednej strony jest to okazja do pokazania produktu, a z drugiej, z perspektywy klientek, to szansa na rozsądne zakupy produktu, który spełni ich bardzo konkretne oczekiwania. Na recenzji możliwości współpracy wcale się nie kończą,
w gruncie rzeczy jedynym ograniczeniem jest kreatywność. Z mojego doświadczenia wynika, że w większości współ- praca to długofalowe relacje, które nie ograniczają się do komercyjnych postów. W takich relacjach chętnie wspieram interesujące przedsięwzięcia marek i nie mam oporów przed polecaniem ich czytelniczkom. To jest dla mnie sytuacja idealna i jeśli miałabym nam wszystkim czegoś życzyć, to właśnie takiego podejścia.

Czy jest coś, co może Was zniechęcić do współpracy z marką?

„Miski Dwie”: Najłatwiej – niesłowność i bałagan w organi- zacji. W naszej pracy kluczowe jest zapełnianie kalendarza wpisów na kilka miesięcy do przodu, dzięki czemu wiemy, w których miesiącach będziemy miały większe obłożenie, i jak dopnie się nam budżet roczny. Opłaty od firm przezna- czamy głównie na zakup sprzętu do zdjęć, wyjazdy w ra- mach targów, opiekę nad domeną, serwer, prawnika itd., czyli rzeczy, których nie da się odłożyć na potem, bo ich brak może sparaliżować dalsze działanie. Nagły brak w budżecie kilkuset złotych, które zaplanowane zostały już w zeszłym roku, może spowodować spory problem. Po pierwsze, zdarzają nam się sytuacje, że firmy rezerwują terminy recenzji, a potem urywają kontakt. Czasami po jednej, korzystają z tego, że oferujemy zniżki przy większej ilości zamówionych terminów. Potem miesiącami przebijamy się przez kolejne osoby w danej firmie, które nie mają pojęcia, kim jesteśmy, co robimy, o co w ogóle chodzi i czego my chcemy… A na końcu docieramy do osoby, która miała być kontaktowa, i dowiadujemy się, że zarząd czy szefowa marketingu z nas zrezygnowali, tylko nikt nas nie poinformował, albo że czynione razem ustalenia (wraz z datami, negocjowaniem kwot i wyborem produktów) były wyłącznie niezobowiązującym teoretyzowaniem. Miałyśmy wręcz sytuację, że kierowano nas do kontaktu z osobą, która od dobrego roku nie pracowała już w firmie, ale u konkurencji. Po drugie – kultura kontaktu. Bywa, że odzywają się do nas osoby, które zupełnie otwarcie piszą: „Nie wiem, jak się nazywacie”, albo robią błędy w naszych imionach czy nazwiskach, mimo że sprawdzenie, jak się nazywamy, zajęłoby minutę, grożą pozwami za negatywną opinię o produkcie (sic!), albo namawiają do pisania nieprawdy, np. „Tylko ten stanik bez ramiączek utrzyma biust w rozmiarze G!”. Wychodzimy z założenia, że zasada „szanujmy się” powinna być wzajemna. Jeśli my Was szanujemy, to i Wy nas szanujcie. Nam też zdarzy się literówka czy zgubimy maila w skrzynce, ale nie róbmy z tego normy.

Ula Chowaniec: Tym, czego bardzo nie lubię, jest nagłe urywanie kontaktu, kiedy podaję wycenę. To przykra sytuacja. O wiele lepsze wrażenie robi na mnie: „W tej chwili nie mamy na taką współpracę budżetu, ale chętnie wrócimy do tematu za pół roku”. To jest argument, który totalnie rozumiem. Innym „błędem” jest oczekiwanie współpracy za barter. Ujęłam go w cudzysłów, bo wierzę, że takie podejście do współpracy wynika z niedoprecyzowania celów. Jeśli tym, czego chcemy dla marki, jest krótki post o treści „Superstanik, biorę!” okraszony zdjęciem – OK, jest to świadczenie +/- równoważne. Ale jeśli oczekujemy czegoś więcej, warto na takie zlecenie alokować budżet.

Kasia Kulpa: Czasem aż chce mi się krzyczeć: drogie firmy, nie milczcie! Chodzi mi o wasze odpowiedzi na moje działania, a przede wszystkim – na reakcje społeczności. Zaglądajcie do komentarzy, reagujcie śmiało na pojawiające się tam pytania – na które często tylko wy znacie odpowiedź. Moje odbiorczynie są przyzwyczajone do dialogu z markami, czują wtedy, że ich potrzeby są dostrzegane. W ten sposób możecie tylko zyskać w ich oczach. Nie zmuszam, ale bardzo mocno do tego zachęcam! Jeśli chodzi o organizację kontak- tów i współpracy – ogólna dobra zasada brzmi: szanujemy nawzajem nasz czas, nie zostawiamy spraw w zawieszeniu, nie oczekujemy inwestowania dużej ilości czasu i wysiłku, jeśli nie mamy zamiaru za niego zapłacić. I coś jeszcze… bardzo rzadko, ale wciąż jeszcze zdarzają się działania typu „kryptoreklama” pod postami. Fałszywe komentarze naprawdę bardzo łatwo rozpoznać – takie akcje, zamiast wzmacniać pozytywny przekaz na temat produktu, niszczą go bardzo skutecznie, podkopując zaufanie do obu naszych marek. Wspierajmy się nawzajem w naszych działaniach, a nie przeszkadzajmy sobie.

I na koniec warto zapytać, ile kosztuje współpraca z Wami? Czy to jest droga przyjemność?

Ula Chowaniec: Mam świadomość, że ceny za współpracę bywają komentowane albo wręcz budzą zaskoczenie. Chciałabym powiedzieć o ważnej rzeczy, że współpraca z twórczynią treści, czyli na przykład ze mną, nie jest równa płaceniu za czas pracy. Recenzja to dla mnie średnio trzy dni pracy nad samym materiałem: zdjęcia i ich obróbka, pisanie tekstu, redakcja tekstu, przygotowanie copy do social mediów. Wchodząc we współpracę z blogerką firma, oprócz rzetelnej recenzji, uzyskuje dostęp do zasobu, który tak naprawdę jest bezcenny, czyli społeczności. To nasz największy skarb, a w dbanie o społeczność wkładamy mnóstwo czasu. Nawet jeśli współpraca pozornie jest kosztowna, to w klasycznej reklamie do tak precyzyjnie określonej grupy docelowej dociera się w szeroko zakrojonej, poprawnie zbudowanej kampanii, która de facto kosztuje dużo więcej. Jeśli spojrzymy na współ- pracę z influencerką z tej perspektywy, okazuje się, że stawki rynkowe nie są wcale wygórowane. Dlatego wybierając twórcę do współpracy, warto sprawdzać jakość jego społeczności, bo, niestety, media społecznościowe tworzą przestrzeń do nadużyć. Najłatwiej jest poprosić twórcę o statystyki demograficzne i sprawdzić, czy jego publiczność pokrywa się z targetem marki. Drugim kompletnie darmowym narzędziem jest rozwinięcie listy polubień pod zdjęciem. Jeśli widzimy tam głównie konta z Bliskiego Wschodu, to warto podejść do takiej współpracy z dystansem.

„Miski Dwie”: Powiem tak: tyle, ile kosztuje upewnienie się, że influencer zapytany o polecenie produktu do zakupu ma Wasz bestseller w pamięci. Jest nas w Polsce zaledwie kilka i nasze zdanie ma pewien ciężar gatunkowy. To, że jest nas tak mało, ma bardzo konkretny powód: nie dojrzeliśmy jako społeczeń- stwo do konceptu bieliźniarskich zakątków Internetu, i czasami prowadzenie bloga wymaga nerwów ze stali i determinacji (vide bodyshaming), a także spartańskiej dyscypliny i pilno- wania kalendarza. To jest drugi etat. Pasja, ale jednak etat. Poświęcamy czas, żeby zaznajomić się z ofertą ponad 50 marek, być na bieżąco z trendami i nowościami technologicz- nymi, móc porównać Wasz produkt z podobnymi, odpisać na maile i wiadomości prywatne od czytelniczek i pomóc im zro- bić zakupy, co pół roku przejechać 600 km, by zrobić zdjęcie Waszemu stoisku w Łodzi – ten czas kosztuje. Przysyłając nam produkt, płacicie nie tylko za powierzchnię reklamową na blogu, ale także za nasze spotkanie trzeciego stopnia z wyrobem, który dzięki temu potem dużo pewniej możemy komuś polecić. I bardzo proszę, nie przeliczajcie naszej wartości tak, jak blogerek modowych. Nisza bieliźniarska jest tak mała, że żadna z nas nie będzie miała zasięgów jak Maffashion. Platformy społecznościowe regularnie obcinają nam zasięg za treści rzekomo pornograficzne, za to jesteśmy trójgłową koleżanką, której się pyta, co włożyć pod suknię ślubną. Jeśli Was tymczasowo na nas nie stać, to nie jest to żaden dyshonor. My to rozumiemy, bo dwa lata temu nie było nas stać na hosting i domenę. Ale powiedzcie to wprost, nie sugerujcie, że jesteśmy „za drogie”. Nie jesteśmy.

Kasia Kulpa: Powiedzmy sobie otwarcie – żadna regularna działalność nie utrzyma przez dłuższy czas profesjonalnego poziomu bez sensownego dopływu finansów – oczywiste jest, że zajmuje czas (duża recenzja to kilka roboczodni) i pochła- nia stałe koszty, takie jak utrzymanie stron internetowych, sprzęt komputerowy, fotograficzny itp., a rachunki nie płacą się same. Osoba, dla której działalność blogerska czy influen- cerska jest okazjonalnym hobby podejmowanym za darmo w wolnym czasie i bez poważniejszych planów, raczej nie będzie długofalowo inwestowała w swój warsztat ani wiedzę. Ale żeby nie patrzeć tylko z punktu widzenia twórczyni – sądzę, że po prostu warto współpracować z ludźmi, którzy swoją własną markę traktują naprawdę poważnie. Takimi, którzy budują długotrwałe relacje z odbiorcami, codziennie wchodzą z nimi w dialog, przyciągają nowych oraz planują przyszłość w odniesieniu do swojego brandu. To przede wszystkim takie osoby są w stanie stworzyć i utrzymać wokół siebie najbardziej wartościowe społeczności, wyselekcjonowane grupy, do których z największym prawdopodobieństwem skutecznie dotrzemy ze swoim produktem. Jest jeszcze coś, co trudno wycenić (i przecenić) – tak zwana misja, czyli tworzenie wartości, kreowanie zmiany w świecie. Taką misją jest dla mnie wspieranie rozwoju rynku bieliźniarskiego w stronę coraz większej inkluzywności i różnorodności (za chwilę dojdzie, a właściwie już dochodzi, do tego etyka i ekologia), a marki są dla mnie partnerkami w tym działaniu. Dlatego zawsze powtarzam, że mogą czuć się ze mną bezpiecznie – bo promuję to, co uważam za dobrą jakość, a o mankamentach daję uczciwy feedback. Jeśli przyjdziesz do mnie z niedoskonałym produktem – wstrzymam się z recenzją, zachęcę, byś go rozwijała, a potem przyszła do mnie znowu. Lubię być królikiem doświadczalnym, jestem zapaloną testerką. Jeśli zobaczę w czymś potencjał – będę to wspierała szczerze i z zaangażowaniem. Z zasady za pracę oczekuję wynagrodzenia – jednak nie wszystko, czego razem dokonamy, da się w prosty sposób przeliczyć na złotówki. Z kilkoma firmami udało mi się zbudować dobre relacje oparte na wzajemnym zaufaniu i współdziałaniu i uważam to za nasz wspólny sukces.

Trzeba też pamiętać, że zajmując się tematem bielizny i ciała, możemy tylko w ograniczonym stopniu polegać na social mediach ze względu na zapędy cenzorskie platform. Niejeden profil został zawieszony na długo lub nieodwracalnie zamknięty z powodu zbyt dużej powierzchni wyeksponowanej skóry. My i nasze blogi jesteśmy trochę rewolucją. Zawsze może się okazać, że wrzutka na Facebooka czy Instagram pożyje znacznie krócej, niż planowałyśmy. Dlatego wkładamy pracę i środki w utrzymanie własnych, niezależnych miejsc w Internecie – tam przede wszystkim akumulujemy tworzoną przez nas treść i będziemy to robić nadal. ■